×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Szkoła to nie ucieczka przed życiem

Agata Kula

Szkoła nie jest polem bitwy ani wielką firmą. A jednak kategorią ofiar permanetnego stresu obejmuje się, obok żołnierzy i pracowników korporacji, także uczniów. Dlaczego? Może mówiąc o szkolnym stresie, mówimy nie tyle o szkole, co o naszych o niej wyobrażeniach i bezradności wobec zjawisk w niej zachodzących.

school

Fot. Carlos Martinez/Unsplash

Szkoła kojarzy się źle. W kwietniu tego roku Peter Moss, profesor emeritus w instytucie edukacji na University College London, autor wielu książek o wdrażaniu demokracji w placówkach zajmujących się dziećmi, kiwał głową nad akcją „Ratujmy maluchy”: „Ratować przed szkołą? Ależ ratować trzeba przed dzieciństwem bez szkoły. Gdybym był polskim ministrem edukacji, postawiłbym wszystkich moich urzędników do walki o lepszy PR. Powstanie akcji »Ratujmy maluchy« świadczy, że coś bardzo niedobrego dzieje się na linii społeczeństwo – oświata w Polsce”. Moss mówi: świat bez szkoły to świat bez społeczności, bez wspólnoty, smutny świat. Dlaczego nie podskakujecie z radości na myśl o pierwszym września?

Globalny kryzys szkoły

O szkole myślimy źle pewnie po części dlatego, że wspominając najgorsze momenty z własnych lat spędzonych w ławce, przenosimy je na to, co dzieje się z uczniami dzisiaj. Nie mylimy się w tych projekcjach całkowicie, bo szkoła publiczna to wielka instytucja i zmienia się powoli. Wciąż nie udało się porzucić wielu fałszywych dogmatów, choćby tego o nieomylności nauczyciela.

Jest więc tak, że wizerunek instytucji opartej na przymusie, absolutystycznie zarządzanej, niedostępnej dla rodziców, trzyma się mocno. A przecież szkoły powoli, ale jednak się zmieniają. To ich wizerunek trwa, niezmienny ku wielkiej szkodzie szkolnictwa, bo co trzydzieści lat temu specjalnie nie gorszyło, dziś przeraża. Jeśli chcieć psychologizować, to oddając dziecko pod opiekę placówce, do której nie mamy zaufania, już na wstępie generujemy stres. No ale jak ma budzić zaufanie, jeśli nie budzi zaufania? Jesper Juul, znany duński terapeuta rodzinny, mówi w jednej ze swoich ostatnich książek, że stoimy w obliczu globalnego i głębokiego kryzysu szkoły jako instytucji. Zmiany, jakie zachodzą w funkcjonowaniu rodzin, oparte na zyskiwaniu przez rodziców świadomości, że dziecku należy się taki sam szacunek, jak dorosłemu, zachodzą szybko, a szkoła za nimi nie nadąża. I podstawowe wartości, które wyznają dziś rodzice, nie znajdują odzwierciedlenia w pracy szkół publicznych.

Dzieci w domach mają dziś głos – w szkole wciąż nie, a oddanie władzy uczniom wydaje się większości pracowników oświaty nie do pomyślenia. Szkoła bez ławek? Taka, w której to uczeń, a nie nauczyciel decyduje, kiedy i czego się uczyć? W ocenie polskiego ministerstwa edukacji to w ogóle nie jest szkoła, a kilkanaście placówek, które tak działają, tzw. wolnych albo demokratycznych szkół, przyjmuje dzieci dopiero po uprzednim „wypisaniu ich” przez rodziców z systemu, podpisaniu dokumentu o edukacji pozaszkolnej.

Poszukiwania na oślep

Rodzice coraz powszechniej szukają czegoś innego niż to, co proponuje państwo. Ale czy wiedzą, czego szukają? Wolne szkoły to jedna z wielu nowych propozycji, stanowiących alternatywę dla publicznego systemu edukacji, obok grup unschoolingowych, obok mających prawa szkoły placówek waldorfskich czy montessoriańskich, obok szkół bezbudynkowych, domowych i innych, prawie nikomu nie znanych. Każda z nich może być dobra, żadna nie jest dobra dla wszystkich.

Szukamy, w moim przekonaniu, trochę na oślep. Z jednej strony chcemy czegoś, co będzie bardziej przypominało życie w domu, z drugiej – miejsca, które da dziecku to, czego sami nie potrafimy dać. Chcemy szkoły przyjaznej, ale dla kogo – dla dziecka, czy – tak naprawdę – dla siebie? Rośnie niesprecyzowane zapotrzebowanie na magiczną, czarodziejską szkołę, która uchroni mnie i moje dziecko od „tego wszystkiego”, słowem: da nam raj.

Takich rajów nie ma. W szkole, tak jak w życiu, znajdę to, co sama niosę. Na krakowskich ulicach pewne przedszkole reklamuje się jako „przyjazne dziecku”. To przecież taki sam absurd jak „łóżko odpowiednie do spania”. Co się dzieje z naszą oświatą, że jej pracownicy wpadają na pomysł, by reklamować się w ten sposób?

A może to i dobrze. Może oznacza to otwarte przyznanie, że większość publicznych przedszkoli to miejsca, gdzie dzieci nie należy zostawiać. Tylko że znów powraca pytanie: czego my tak naprawdę szukamy? Większość z nas, rodziców, wie tylko tyle, że czegoś innego, niż jest. Wielu marzy o miejscu, gdzie wreszcie zazna spokoju, razem z dziećmi. To pokusa ucieczki, moim zdaniem, i prosta droga do kolejnego rozczarowania.

Zombie z tornistrem

Twórcom polskich wolnych szkół chodzi o to, by były one przestrzenią demokratyczną, ale nie chodzi o chronienie przed stresem. Takie rzeczy, jak kłótnia z kolegą, walka na forum społeczności o to, co dla mnie ważne, spór ucznia z nauczycielem, są tutaj na porządku dziennym: uważane za nieuniknione, a przede wszystkim za dobre. Wiąże się z tym przekonanie, że warto ludziom oszczędzić poczucia braku sprawczości, niemożności decydowania o sobie, przeciążenia pracą narzuconą przez kogoś, bycia nieustannie ocenianym.

Dokładnie tego, co sprawia, że pełne werwy i głodne wiedzy sześciolatki zmieniają się w ciągu trzech lat w znudzone i zmęczone zombie z tornistrami (świetny opis tego zjawiska znaleźć można na blogu Marzeny Żylińskiej, metodyczki, współtwórczyni projektu „Budząca się szkoła”.) I co równie szybko zmienia młodych i pełnych nadziei adeptów zawodu w znerwicowanych belfrów z kubłami na głowie. Tak samo jak uczniowie, pod pręgierzem źle funkcjonującej instytucji cierpią nauczyciele.

Decyzyjność w statystycznej klasie nie leży ani po stronie dziecka, ani dorosłego, ale należy do dyrektora szkoły i kuratorium. A gdyby tak oddać władzę wychowawcom, przyrodnikom, polonistom, po to, by oni oddali ją swoim wychowankom? Gdyby uczynić odpowiedzialnymi za proces edukacji tych, których on faktycznie dotyczy? Pozwolić, by stał się tym, czym jest w istocie: uczeniem się, gdzie „się” wskazuje na proces nakierowany na siebie?

Jak w Hogwarcie

Szkoła nie musi być zmorą życia, ale nie może być też przed życiem ucieczką. Ona może i powinna być życiem. Jeśli w to nie uwierzymy, istnieje poważna groźba, że zaciągnie nas do swojej brygady Dolores Umbridge, wielki inkwizytor Hogwartu: „To jest szkoła, to nie jest żaden realny świat”. Jak łatwo azyl zamienić w więzienie...

Ktoś może słusznie zauważyć, że Hogwart znacznie różni się w organizacji od wolnej szkoły. Oczywiście, przecież tam uczą magii i czarodziejstwa, odbierają punkty i dają „szlabany”. Ale też mają coś, coś, co łączy, moim zdaniem, wszystkie dobre szkoły: sprzyjają budowaniu relacji. Miejsca, gdzie ludzie się znają i rozmawiają ze sobą. Gdzie są sobie bliscy, dzieci i dorośli.

Tymczasem ministerstwo edukacji, nie tylko w Polsce, pozostaje bezradne wobec terroru różnych badań sprawdzających przydatność przyszłego absolwenta na rynku pracy. Lęk przed tym, co napiszą gazety i internety na temat naszych wyników w PISA, prowadzi do paraliżu. Dokładając szkołom jeszcze lepsze komputery i jeszcze więcej godzin angielskiego, stoimy w miejscu.

W miejscu „szybciej, wyżej, dalej”, w którym, jak pokazują zatrważające komunikaty o stanie naszej planety, już się nie da dłużej pozostać. Skoro potrzebujemy jako ludzkość zwolnić i zdobyć się na głęboki namysł nad sobą, dlaczego nie zacząć tego uczyć naszych dzieci – właśnie z lęku o ich przyszłość na rynku pracy? Bo czy naprawdę dobra praca w dorosłym życiu zależy od ilości rozwiązanych zadań w teście z matematyki? Harry i Ron z "Harry'ego Pottera" nie podeszli nawet do owutemów, a zostali aurorami.

Agata Kula – nauczycielka, współzałożycielka Szkoły Demokratycznej w Krakowie, autorka tekstów i wywiadów publikowanych m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, dotyczących zwłaszcza problematyki wychowania oraz literatury dziecięcej.

02.09.2015
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta