×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Lęk przed lekcją wychowania fizycznego (wf) - dlaczego dzieko ma lęk przed wuefem?

Jerzy Dziekoński

Jeśli mówimy o lęku przed wuefem, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie, wiąże się z histerią, płaczem, często w ogóle z niewychodzeniem do szkoły, to jest to zdecydowanie do leczenia psychoterapeutycznego. Czasem trzeba też włączyć psychiatrę i nierzadko leki. Natomiast jeśli widzimy, że dziecko marudzi i nie chce podjąć wysiłku, to rodzic powinien kazać chodzić na w-f – mówi Monika Perkowska, psycholog dzieci i młodzieży.


Fot. Mohamed Said / Unsplash

Jerzy Dziekoński: Skąd bierze się problem lęku przed lekcjami w-f?

Monika Perkowska: Na wstępie muszę powiedzieć, że dość rzadko spotykam takich pacjentów. Powiedziałabym, że trzeba mieć skłonność do częstego odczuwania lęku plus sytuacyjnie wywołany lęk przed lekcją wychowania fizycznego lub w jej trakcie. Mam tu na myśli np. przypadki przemocy rówieśniczej.

Czy można powiedzieć, że problem ten dotyczy osób o konkretnych cechach, otyłych, mniej sprawnych niż rówieśnicy?

Związane jest to w dużej mierze z lękiem przed wyśmianiem przez rówieśników - „nie boję się dlatego, że jestem otyła, tylko dlatego, że będą się ze mnie śmiać”. Wrażliwość na lęk jest również podyktowana genetycznie. Znany jest taki związek, że lękowy rodzic przekazuje tę skłonność w genach oraz swoimi zachowaniami. To pierwszy czynnik. Drugim czynnikiem jest przemoc w szkole na poziomie rówieśniczym. Jednocześnie chcę zwrócić uwagę na to, że nauczyciele mogą moderować to, co dzieje się na lekcji w-f, bądź w szatni. To swojego rodzaju dżungla, w której poruszają się młodzi ludzie.

Dżungla?

Pracowałam w szkołach i wiem, że nauczyciel powinien być obecny w szatni, bo to nie na lekcjach dochodzi do dużej ilości zachowań przemocowych, tylko przed lekcjami lub po. I rzeczywiście opieki nad uczniami w tych sytuacjach w szkołach brakuje.

Wspomniała Pani, że to nauczyciel powinien moderować zachowania. Przeglądając fora internetowe dla młodzieży natrafiłem na stwierdzenia, że to właśnie wuefista jest przyczyną lęków, bo nakazuje uczniom np. ćwiczenia, których ze względu na swoje ograniczenia fizyczne nie są w stanie wykonać. Czy nie należałoby doszukiwać się winy po części również po stronie pedagogów?

Oczywiście. Zdarza się, że nauczyciel jest bardzo ostry bądź sam wyśmiewa dzieci otyłe lub niesprawne fizycznie i niejako daje przyzwolenie na takie zachowania. Porównując uczniów sprzed lat, mamy coraz większy problem z otyłością i mniejszą sprawnością fizyczną wśród dzieci. Kiedyś wolny czas uczniowie spędzali, biegając po podwórkach. Dzisiaj siedzą w domach przed komputerem lub telewizorem. Aktywności fizycznej jest coraz mniej. Siłą rzeczy są mniej sprawne. Duża część odpowiedzialności leży zatem po stronie rodziców. Wracając do nauczycieli w-f, ich zadaniem jest przekonanie uczniów, że sport jest fajny, że daje dużo efektów, że lepiej się czujemy, mamy lepszą kondycję, lepiej wyglądamy. Nie powinien natomiast w ostry sposób reagować na dzieci, którym pewne ćwiczenia słabiej wychodzą. To ocena powinna być wyznacznikiem tego, jeśli coś słabiej wychodzi niektórym uczniom na sprawdzianach z wychowania fizycznego.

I tu mamy kolejny problem – jednym uczniom wykonywanie pewnych ćwiczeń przychodzi z dużą łatwością, innym – z trudem. Siłą rzeczy, np. dwutakt będzie wykonany przez jedną osobę doskonale, przez inną gorzej, bo ma problem z koordynacją ruchów. Zastanawiam się zatem, czy ocena nie może być w tym momencie przyczyną stresu i lęku? Czy ocena powinna dotyczyć końcowego efektu, czy może wysiłku, jaki uczeń wkłada w wykonanie danego ćwiczenia poprawnie?

Jeśli rozmawiamy ideowo, to pewnie, że lepsze byłoby nagradzanie za wysiłek. Z drugiej strony, funkcjonujemy w konkretnym systemie już od lat i dzieci, które są bardziej sprawne, widząc, że wykonują coś lepiej, mogłyby poczuć się ocenione niesprawiedliwie. Dla nich ważny jest ten wymierny efekt. Nie możemy wczuwać się tylko w te dzieci, którym słabiej idzie na lekcjach w-f, ale też powinniśmy brać pod uwagę uczniów, którzy radzą sobie doskonale. Trzeba też zwrócić uwagę na to, że u dzieci funkcjonuje swojego rodzaju kult wysportowanego chłopca. U dziewcząt jest to mniej odczuwalne. Sportowcy, uczniowie sprawni, czują się silni i dokuczają tym, którzy są słabsi. Tak było, jest i raczej będzie, chyba że zaczęlibyśmy bardzo mocno pracować nad świadomością uczniów. Można też inaczej w-f prowadzić – nie jako naukę bicia rekordów na ocenę, tylko jako formę rozwijania kondycji i jednocześnie zabawy. Obecnie nauczyciele nagradzają uczniów za to, co mówi im program – np. że trzeba ocenić dzieci w biegu na 60 metrów. I nie ma tutaj kryterium, ile ktoś wkłada w swój bieg wysiłku. Liczy się wynik końcowy. Nie sądzę również, że dzieci profesjonalnie przygotowują się do biegów. Przychodzi wuefista i mówi, dobrze dzieci, dzisiaj biegamy na „sześćdziesiątkę”. Przełożenie jest bardzo proste – kto najwięcej biega na podwórku, ten będzie dobry na wuefie i dostanie szóstkę. Sam w-f nie przygotowuje, tylko ocenia.

Zwolnienia z w-f przybierają rozmiary plagi. Są różne pomysły, żeby ich ilość ograniczyć. Czy Pani zdaniem działanie rodziców, które polega na tym, że chcą „uchronić” dziecko przed wuefem jest właściwe?

Absolutnie nie. Nie powinno w ogóle wystawiać się zwolnień z w-f z powodu tzw. „widzi mi się”, bo boli „brzuszk i paluszek”, jeśli nie ma do tego rzeczywistych wskazań medycznych. Jeżeli dziecko nie chce chodzić na w-f, to trzeba z nim porozmawiać i dowiedzieć się dlaczego. Warto też wybrać się do szkoły i porozmawiać o tym z nauczycielem. Samo zwalnianie jest błędem. W mojej praktyce psychologicznej spotkałam się z wieloma uczniami, którzy mają nadopiekuńczych rodziców i płaczą u mnie w gabinecie, że chcą chodzić na w-f albo na basen, bo nie chcą być inni niż reszta dzieci. Ale rodzice im nie pozwalają, bo dziecko się przeziębi. Dzieci chcą być bardziej samodzielne, nie chcą być na uboczu grupy, tylko dlatego, że mama obawia się kataru.

W jaki sposób można pomóc dzieciom, które taką fobię mają?

Jeśli mówimy o lęku przez wuefem, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie, wiąże się z histerią, płaczem, często w ogóle z niewychodzeniem do szkoły, to jest to zdecydowanie do leczenia psychoterapeutycznego. Czasem trzeba też włączyć psychiatrę i nierzadko leki. Natomiast jeśli widzimy, że dziecko marudzi i nie chce podjąć wysiłku, to rodzic powinien kazać chodzić na w-f. Bywa, że dziecko mówi: „Halinka nie ćwiczy i mi się też nie chce”. W takiej sytuacji rodzic musi postawić sprawę jasno, że nie ma dyskusji i chodzenie na w-f jest konieczne. To jest „terror” w domu, kiedy dziecko stara się na rodzicach wymusić pewne decyzje, np. związane ze zwolnieniem z w-f. Natomiast, jeśli faktycznie w szkole dochodzi do przemocy, to rodzic powinien interweniować w szkole. Ale nie odpuszczać dziecku zajęć.

Monika Perkowska, psycholog dzieci, młodzieży, rodziny. Doświadczenie w pracy z dziećmi zdobywała na każdym szczeblu systemu edukacji – w przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach i liceach. Pomaga uczniom, pracując w poradniach psychologiczno-pedagogicznych.

26.01.2016
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta